Wróć na początek strony
Przejdź do wyszukiwarki
Przejdź do treści głównej
Przejdź do danych kontaktowych
Przejdź do menu górnego
Przejdź do menu prawego
Przejdź do menu bocznego
Przejdź do mapy serwisu

Na przestrzeni wieków

Znajdujesz się w: O Powiecie Na przestrzeni wieków
Poleć stronę

Zapraszam do obejrzenia strony „Na przestrzeni wieków” 

Zabezpieczenie przed robotami. Przepisz co drugi znak, zaczynając od pierwszego.

Pola oznaczone * są wymagane.

Na przestrzeni wieków

Artykuł

Zabytkowy powiat

Przyjechać do nas warto nie tylko ze względu na przyrodę, ale i na bogate dziedzictwo kulturowe. Odnajdziemy je nie tylko w głównych miejscowościach – siedzibach gmin, ale także w małych wsiach. Stare osady i zabytkowe obiekty (tych objętych ochroną konserwatorską jest ponad 2000, a wpisanych do rejestru zabytków ponad 150!) kryją w sobie wiele frapujących historii, a czasami tajemnice i zagadki. Wołów – przez lata siedziba książąt, Lubiąż Cystersów czy Tarchalice Wandali zapraszają do odkrywania….   

Piastowski Wołów – stolica powiatu, a wcześniej księstwa, łączy bogate dzieje z urokiem małych dolnośląskich miasteczek. Otoczony lasami zauroczy zachowanym klasycznym stylem urbanistycznym, wieloma jak na, bądź co bądź, małe miasteczko zabytkami i sielską atmosferą leniwie płynącego życia. Jego historia sięga początków XII w, kiedy to Władysław II Wygnaniec nakazał budowę drewnianego zamku nad rzeką Juszką – protoplasty późniejszego Zamku Piastowskiego. Miasto otrzymało prawa miejskie ok. 1285r. Według podania herb i nazwę zawdzięczamy… ucieczce stada wołów podczas drzemki pastuszka. Odnalazł je na łące o najbujniejszej i najbardziej soczystej trawie w całej okolicy. Urzeczony jej widokiem, pastuszek postanowił osiedlić się tu – później dołączyli inni i z czasem powstało miasto nazwane Wołowem na cześć zwierząt, które je odkryły.

Zamek Piastowski, jeden z najstarszych obiektów miasta i całego powiatu, to dziś trzykondygnacyjny budynek z ok. 15-metrową wieżą. Drewniany, dwunastowieczny gród z biegiem czasu zmieniał swoją formę. We wnętrzach zachowały się renesansowe sklepienia, a także oryginalny, piaskowy portal z piastowskim orłem i płaskorzeźbami aniołów (wcześniej w zamku znajdowała się katolicka kaplica). Nad bramą w murze południowym podziwiać można herbowy kartusz. Warto również zwrócić uwagę na, niedawno odrestaurowaną, barokową figurę maryjną z XVII w. zdobiącą zamkowy plac. Maria z aureolą była uznawana za jedną z najpiękniejszych figur na Śląsku. Wołowski zamek, w którym dziś mieści się Starostwo Powiatowe, jest jednym z nielicznych zamków piastowskich zachowanych w tak dobrym stanie. Zazwyczaj, w godzinach pracy urzędu, możliwe jest wejście na wieżę, by podziwiać piękną panoramę miasta i okolic. Przy dobrej pogodzie widoczny jest nawet masyw Ślęży!

Niedaleko zamku znajduje się rynek z historycznym ratuszem. W centrum na uwagę zasługuje charakterystyczny dla średniowiecza układ urbanistyczny (w niewielu miejscowościach jest on tak dobrze zachowany) oraz barokowe i klasycystyczne kamieniczki (warto zajrzeć na ulicę Wrocławską). Jedna z najciekawszych, z pięknym portalem i zegarem słonecznym, znajduje się na południowo-wschodnim rogu rynku. Tu wyróżnia się jednak przede wszystkim piękny budynek ratusza. Szczególnie atrakcyjna jest południowa fasada z barokowymi dwubiegunowymi schodami i portalem z kartuszem, figurą św. Jana Nepomucena oraz kamiennymi średniowiecznymi znakami cechowymi. Częścią ratusza był też kiedyś budynek Wagi Miejskiej – od XVIII w. znajdowała się tu dwuramienna waga (obecnie przechowywana w Sali Ślubów). Charakterystyczną cechą wołowskiego rynku jest także duża szachownica z kilkudziesięciocentymetrowymi figurami – partyjka szachów w sercu miasta, rozgrywana zarówno przez młodszych jak i starszych amatorów tej gry, jest już od wielu lat nieodzownym elementem letnich popołudni i wieczorów. W Wołowie nie może zabraknąć oczywiście pomnika wołowskich wołów – „wieńczy” on udanie fragmenty średniowiecznych murów obronnych.

Z dwóch historycznych kościołów górujących nad miastem, młodszy – p.w. św. Karola Boromeusza – został wybudowany w l. 1712-1722. Świątynia była miejscem, gdzie Karmelici zgromadzili wiele cennych ksiąg – na przełomie XVIII i XIX w. biblioteka liczyła ponad 1500 tomów. Obecnie można podziwiać w niej wiele oryginalnych barokowych elementów, np. rokokowy ołtarz główny z obrazem Wniebowzięcie św. Karola Boromeusza autorstwa Bernarda Krausego, zwanego „małym Willmannem” czy rzeźbioną ambonę z figurą Boga Ojca w zwieńczeniu. Historia starszego z kościołów sięga XIV w. Patronem świątyni jest św. Wawrzyniec, a została ona ufundowana przez Henryka III Głogowskiego. Kościół wielokrotnie był niszczony przez pożary i wojny. Przebudowany w l. 1471-1483 uzyskał charakter późnogotycki. Był wtedy najbardziej okazałą budowlą i ozdobą Wołowa. Dziś warto zwrócić uwagę na renesansowe i barokowe epitafia mieszczan wołowskich znajdujące się zarówno wewnątrz jak na murach kościoła. Największym skarbem Wawrzyńca są jednak unikatowe organy autorstwa jednego z najwybitniejszych budowniczych śląskich, Adama Horatio Caspariniego. Ich budowa datowana jest na 1715-1717 r. Zachował się bogato zdobiony prospekt, wiele oryginalnych piszczałek oraz elementów wewnątrz organów. Od 2001r. w kościele organizowany jest Międzynarodowy Festiwal Muzyki Organowej Cantus Organi.

Nadodrzański Brzeg Dolny, niedoceniany i postrzegany często przez pryzmat zakładów chemicznych, zyskuje na urodzie i odkrywa swoje skarby. Warto tu przyjechać nawet tylko dla ciekawego i pełnego uroku, leżącego w samym centrum, Paru Miejskiego o powierzchni 67ha. Niewiele małych miasteczek może pochwalić się tak dużą oazą zieleni.

Pierwotnie powstał on jako ogród francuski, ale na przełomie XVIII i XIX wieku przekształcono go na styl angielski. Przebudowy parku dokonał znany śląski architekt – Karol Gotthard Langhans, autor m.in. Bramy Brandenburskiej! On to podzielił park na trzy strefy – zabawy, pracy oraz zadumy. Prawdziwą perłą parku, oprócz egzotycznego drzewostanu, było i jest mauzoleum rodziny von Hoym, znajdujące się w strefie zadumy. Zaprojektował je Fryderyk Gilly, wybitny berliński architekt. Park, mimo że zniknęła z niego większość XVIII i XIX wiecznych budowli, jest w dalszym ciągu miejscem wartym zobaczenia. Rosną tu blisko 400-letnie, pomnikowe dęby szypułkowe (obwód pnia ok. 5 m), a krajobraz urozmaicają trzy stawy i łączące je kanały. Największy to tzw. Łabędzi Staw, na którym, oprócz ptasich gospodarzy, możemy podziwiać także nenufary. Warto też zwrócić uwagę na zagadkową budowlę znajdującą się na jego środku – tylko wtajemniczeni wiedzą, że jest to… domek dla ptaków.

Wychodząc z parku na południową stronę nie sposób nie zauważyć pięknego, odnowionego zespołu pałacowego, choć wzrok przyciągnie najpierw drewniany Dom Szwajcara – dawna stróżówka. Budowa barokowego pałacu to dzieło hrabiego Jerzego von Dyhrn, któremu Brzeg zawdzięcza uzyskanie praw miejskich w 1663 r. Ponad 100 lat później Karol von Hoym –  minister Śląska i kolejny właściciel miasta dokonuje przebudowy pałacu w duchu klasycystycznym, według projektu Langhansa. Obok powstaje oficyna pałacowa, która do dziś zachowała styl klasycystyczny. I choć pałac po powojennym pożarze nie odzyskał swojej oryginalnej formy, to i teraz, malowniczo położony nad Odrą, stanowi niezaprzeczalną ozdobę miasta. Warto go obejrzeć z każdej strony, gdyż z tyłu znajdują się dwa, ciekawe posągi  - kopie rzeźb z ogrodów Wersalu – Nimfy i personifikacji Garonny – rzeki Francji. Zdjęcie z posągami to mus dla każdego, kto odwiedza Brzeg Dolny. Nie da się także przeoczyć pięknych platanów.

Miasto ma też ciekawe niespodzianki natury religijnej czy sakralnej. Na uwagę zasługują na pewno kościół Matki Boskiej Szkaplerznej czy p.w. Wszystkich Świętych (na murze obok kościoła znajduje się krzyż pokutny, wyrzeźbiony przez zabójcę na miejscu zbrodni), jednak największy skarb kryje dosyć niepozornie wyglądająca kaplica św. Jadwigi z XVII w. Mowa o znajdującym się w ołtarzu kaplicy kamieniu, na którym, według legend, najsłynniejsza śląska święta odcisnęła swoją stopę podróżując z Legnicy do klasztoru w Trzebnicy! Wzdłuż lipowo-akacjowej alei biegnącej od kaplicy w stronę miasta usytuowana jest historyczna droga krzyżowa. Ufundowali ją w pierwszej połowie XVIII w. ówcześni właściciele miasta – baron von Glaubitz i jego żona Teresa. Wszystkie stacje stoją po południowej stronie alei w dość równych odległościach. Kapliczki są masywne, ceglane, z daszkiem krytym dachówką, zwieńczone malowanymi krzyżami. W ich dość głębokich wnękach kryją się płaskorzeźby pomalowane na złoty kolor, które w czasie ostatniej renowacji zastąpiły zupełnie zniszczone obrazy na płótnie. Zaraz przy tej murowanej kalwarii, w niewielkim parku obok klasztoru sióstr Boromeuszek, znajduje się niezwykła, nowoczesna, choć tradycyjna w swym charakterze druga droga krzyżowa. Powstała ona na początku XXI w. w miejscu historycznej kalwarii, której starannie odnowione elementy zostały zachowane i tworzą lapidarium pomiędzy XII i XIII stacjami obecnej drogi. A mają one postać grubych pni dębowych, w których ukryte są ludowe rzeźby pasyjne, sprowadzone tu z samego Podhala. Rzeźby ujmują swą prostotą i oryginalnością, warto zwrócić uwagę na stację VIII – nie często bowiem możemy zobaczyć postać Jezusa gładzącego po głowie dziecko. Kalwarię uzupełniają wstępny kamienny krzyż z Chrystusem oraz kamienne kaplice – najstarsza, ukryta w głębi parku pochodzi z 1821r. To, co wyróżnia to założenie, to umiejscowienie w przepięknym i nastrojowym parku, do którego prowadzi obramowana głazami narzutowymi ścieżka i drewniany mostek. Również w środku, nad małymi strużkami wody poprzerzucano łukowate mostki, co nadaje całości dodatkowego uroku. Park i kalwaria tworzą w ten sposób nierozerwalną całość. Wchodząc tu znajdujemy się w zupełnie innym świecie, z dala od miasta i ludzi, choć cały czas jesteśmy w samym centrum miejscowości. 

Brzegu Dolnego, jako nadodrzańskiej osady, nie możemy opuścić bez wizyty na przeprawie promowej. Już w 1491r. przeprawiono tu promy przez Odrę. Dziś, jako jeden z nielicznych w regionie poruszany siłą ludzkich rąk, jest sympatycznym urozmaiceniem dla turystów, niezależnie od tego czy poruszają się samochodem, rowerem, czy pieszo.  

Na Szlaku Odry leży Cysterski Lubiąż – największy, oprócz pięknej przyrody, skarb naszego powiatu. Tutejszy zespół poklasztorny, wzniesiony przez Cystersów, to jedno z najcenniejszych barokowych założeń klasztornych w Europie. Ten zabytek klasy „0” jest dwa i pół razy większy od zamku na Wawelu i jest jednocześnie, po hiszpańskim Escorialu, drugim największym obiektem sakralnym na świecie. Reprezentacyjna zachodnia fasada pałacu opata i klasztoru ma prawie ćwierć kilometra długości, a kubatura całości to ponad 330 tys. m3! Całość tworzą kościół klasztorny NMP z XIV w., klasztor i pałac opatów (XVII/XVIII w.) z mniejszymi kaplicami, kościół św. Jakuba oraz zabudowania gospodarcze. Wśród ponad 300 wnętrz najokazalsze to: biblioteka, refektarz letni, jadalnia opata oraz imponująca, zajmująca dwie kondygnacje Sala Książęca. Głównymi autorami jej wystroju, w którym zaznaczają się dwa główne motywy - gloryfikacja panujących Habsburgów i wiary katolickiej – byli znani i cenieni artyści: rzeźbiarz Franciszek Józef Mangoldt (jego dziełem są także rzeźby w Auli Leopoldina Uniwersytetu Wrocławskiego) oraz malarz Christian Bentum. Salę wypełnia kilkanaście ponadnaturalnych figur - z jednej strony postaci habsburskich cesarzy, a z drugiej alegorycznych i mitologicznych bohaterów. Uzupełnia je 10 mniejszych popiersi władców. Metaforyczną apoteozą wiary jest olbrzymi, olejny plafon (300 m kw.), jeden z największych obrazów w Europie!. Pomiędzy oknami znajduje się 10 obrazów poświęconych tylko jednej osobie - cesarzowej Elżbiecie, żonie Karola VI. Całości dopełnia sztukateria autorstwa Albrechta Provisore – warto zwrócić uwagę na barwną marmoryzację ścian jak i liczne detale architektoniczne. Każdy, kto zobaczy Salę Książęcą, od pierwszego spojrzenia zrozumie, dlaczego jest zaliczana do najokazalszych wnętrz barokowych na Śląsku.   

Warto w tym miejscu wspomnieć, że Lubiąż od 2 poł. XVII aż do sekularyzacji klasztorów w 1810r. był jednym z największych centrów artystycznych i intelektualnych Śląska. Na zlecenie Cystersów pracowało wielu wybitnych artystów. Jednym z nich był Michael Leopold Willmann – wybitny malarz, prekursor baroku na Śląsku, zwany śląskim Rembrandtem. Willmann przez ponad 40 lat miał w Lubiążu swój warsztat malarski, a po śmierci, wbrew regule zakonnej, w drodze szczególnego przywileju za zasługi, został pochowany w krypcie opatów kościoła klasztornego. Jego zmumifikowane ciało spoczywa tu zresztą do dziś. Willmann wykonał dla kościoła klasztornego freski i kilkadziesiąt malowideł, w tym słynny cykl Męczeństwo Apostołów (obrazy mają prawie cztery metry wysokości i trzy szerokości!). Niestety bogaty, barokowy wystrój kościoła nie przetrwał sekularyzacji, a potem wojennej zawieruszy i powojennej dewastacji. Jednak prawie wszystkie obrazy, wywiezione stąd w czasie wojny, ocalały i znajdują się obecnie m.in. w warszawskich kościołach. Będąc w stolicy warto zatem wybrać się szlakiem lubiąskich dzieł Willmanna. Nie będzie to na pewno czas stracony. W samym Lubiążu natomiast możemy podziwiać inne dzieło wiejskiego malarza z Lubiąża, jak mówił o sobie artysta, a mianowicie jego pierwszy wielki fresk w karierze. Plafon, zdobiący sklepienie Jadalni Opata, przedstawia Triumf bohatera cnót zawieszonego niejako pomiędzy ziemskim, grzesznym padołem, a niebiańskimi przestworzami (plafon należy oglądać z węższego boku sali).

Kolejnym imponującym wnętrzem jest Refektarz, który poprzez pastelową kolorystykę, sztukaterię i marmurowe posadzki, przypomina bardziej salę balową niż jadalnię mnichów. I tu wyróżnia się plafon, tym razem autorstwa Feliksa Schefflera, Cudowne nakarmienie pięciu tysięcy z 1733r. Okalają go medaliony z scenami z życia założycieli zakonu – św. Benedykta i Bernarda. Warto zwrócić też uwagę na portal z czarnego marmuru, a także na niezwykłą akustykę wnętrza.

Cały czas trwa renowacja największego (12 m wysokości) i najokazalszego barokowego wnętrze bibliotecznego na Śląsku. Klasztorna biblioteka to przede wszystkim monumentalne freski Bentuma poświęcone apoteozie wiedzy, ale też imponująca, masywna galeria obiegająca całe wnętrze na wysokości I piętra.

Na placu klasztornym warto zwrócić uwagę na, stojące między kasztanami, rzeźby Murzynów i Indian (!) dłuta Franza Mangoldta, a także Kolumnę Maryjną z 1670 roku - dzieło legnickiego rzeźbiarza Mateusza Knothego.

Ale Lubiąż to nie tylko klasztor -  w odległości ok. 2 km, na niewielkim, morenowym wzgórzu, stoi kościół p.w. Św. Walentego. Jego prosta sylwetka, z wysoką, masywną wieżą, widoczna jest już z dużej odległości i stanowi drugi obok klasztoru dominujący akcent lubiąskiego krajobrazu. Świątynia to kolejne barokowe „cacko”. Całą powierzchnię sklepień pokrywają malowidła Ignacego Axtera – ucznia Ch. Bentuma, który z kolei był twórcą wystroju malarskiego ołtarza. Autorem rzeźb przedstawiających świętych: Piotra i Pawła, Benedykta i Bernarda oraz personifikacji cnót jest znany z klasztoru Mangoldt. Ozdobił on też rzeźbiarskimi elementami ambonę, która jest wybitnym dziełem barokowej snycerki. Obaj artyści są autorami wystroju kaplicy św. Jana Nepomucena, znajdującej się po prawej stronie prezbiterium. 

Barokowe elementy można też spotkać w innych miejscach Lubiąża. W centrum miejscowości, na rozdrożu dróg znajduje się przydrożna kaplica wybudowana w 1727 r. p.w. Św. Jana Nepomucena. Przy jednym z pobliskich domów zachowała się  figura „Ecce Homo” (1672r.), stanowiąca fragment dawnej lubiąskiej Kalwarii, przedstawiająca Chrystusa w koronie cierniowej w otoczeniu dwóch aniołków. Innym, wyjątkowym skarbem Lubiąża jest studnia św. Jadwigi – legenda głosi, że w tym miejscu, spod stóp Świętej wytrysnęło źródełko z wodą o uzdrawiającej mocy. Przez wiele wieków mieszkańcy i pielgrzymi korzystali z tego dobrodziejstwa, które od kilku lat, dzięki naprawie studni, znowu jest dostępne! Do studni trafimy dzięki wyznaczonej ścieżce edukacyjno-przyrodniczej, która pokaże nam także inne walory tej nadodrzańskiej osady. Na pewno warto ją odwiedzić pod koniec sierpnia, kiedy to odbywa się niezwykła inscenizacja historyczna Oblężenie Klasztoru – cystersi stawiają wtedy czoło najazdom wrogiego rycerstwa.

Lubiąż to gratka nie tylko dla miłośników sztuki i zabytków, ale także dla eksploratorów. Najbardziej skrywane tajemnice miejscowości to, o dziwo, te związane z okresem II wojny światowej. Znajdowała się tu wówczas prawdopodobnie fabryka zbrojeniowa, jednak wiedza na jej temat jest cały czas fragmentaryczna. Stąd rodzą się różnorakie, nawet najbardziej nieprawdopodobne hipotezy. Wśród nich pojawiają się informacje o podziemnej fabryce, a nawet mieście i tunelach pod Odrą, o tajnej broni III Rzeszy, ukryciu wielu kosztowności i depozytów bankowych, m.in. tzw. złota Wrocławia. Faktem jest, że w latach 80-tych znaleziono tu 1352 monet złotych i srebrnych, a Lubiąż przez wiele lat był obiektem zainteresowania służb specjalnych PRL. Wojenne tajemnice Lubiąża czekają wciąż na ich pełne odkrycie…

Cystersom zawdzięczamy też Winne Wińsko – malowniczo położone na wzgórzach, z których z jednej strony rozpościera się wspaniały widok na dolinę Odry, a z drugiej na Kotlinę Żmigrodzką i Wzgórza Strupińskie. Słoneczne wińskie stoki to jednak nie tylko wspaniały krajobraz, ale także wymarzone miejsce na uprawę winorośli. Zarówno historyczna nazwa,,Vin'' jak i obecna - Wińsko - pochodzą od słowa winnica lub winorośl, która tutaj przed wiekami była uprawiana. Rozwój winnic w tym rejonie związany jest bezpośrednio z pojawieniem się Cystersów w Lubiążu. Szukając w okolicy odpowiednich południowych stoków trafili na Wińsko, gdzie założyli swe dobra. Świadczy o tym zapis w dokumentach o posiadłościach klasztoru lubiąskiego z 1217r. "Wroblino juxta Vin". I właśnie nazwa Vin jest pierwszą i charakterystyczną nazwą dzisiejszego Wińska. W 1512 roku król Władysław nadał miastu herb (Wińsko straciło prawa miejskie dopiero po II wojnie światowej), ukazujący rycerza na czerwonym tle z podniesioną przyłbicą, w prawej ręce trzymającego nagi miecz, w lewej zaś winorośl. Wraz z herbem Wińsko otrzymało przywilej ośmiodniowego jarmarku, który rozpoczynał się w niedzielę Trójcy Świętej. Dawne winnice rozpowszechnione były też w innych okolicach Wińska, a zwłaszcza na stokach wokół Moczydlnicy Klasztornej i Dworskiej, Grzeszyna i należącego dziś do gminy Wołów Pełczyna. Trudno nam dziś ocenić jakość wińskich win, choć możemy podejrzewać, że musiały być mocne. Wg legendy bowiem tutejsze winogrona miały morderczą moc. A przekonał się o tym lis, który pewnej nocy w czasie winobrania nieopatrznie pożarł wszystkie owoce i… nie wyszedł z tego cało. Zdarzenie to naprowadziło Wińszczan na pewien sprytny pomysł – zażądali usunięcia kosztownej szubienicy – po co wieszać, gdy można podać skazanemu kielich wińskiego wina, które zabije go równie skutecznie? I choć lisa uśmierciła pewnie ilość, a nie moc winnych gron, to nie bez przyczyny o pijących śląskie wina mówiono: ten kto pije takie wino musi być urodzonym Ślązakiem.

Dziś powoli wraca się do tych winiarskich tradycji. Oprócz historycznych korzeni sprzyjają temu warunki uprawy, które są jednymi z najlepszych w Polsce. Nasłonecznione stoki wzgórz coraz częściej pokryte są winnicami - obecnie w gminie Wińsko istnieje ich kilkanaście, liczą od kilku do kilkudziesięciu krzewów i, jak się wydaje, będą się dalej rozwijały. Co roku, we wrześniu odbywają się także Dni Winobrania i Bociana. Kluczowym momentem święta jest pokaz tradycyjnego wyrobu wina rozpoczynany „deptaniem” przez dziewczęta (koniecznie dziewice!) winnych gron w dębowej bali. Podczas pokazu można degustować wina przygotowane z soku wyciśniętego w poprzednim roku, który dojrzewał w wińskich winnicach.

Ale Wińsko to oczywiście nie tylko wino. W samym centrum rośnie jeden z największych w Polsce dzikich bzów czarnych! Jego wysokość sięga 11m, a obwód aż 194 cm. Nad miejscowością i całą gminą  góruje kościół p.w. św. Trójcy z połowy XVI w z dobudowaną neogotycką wieżą. Według pewnego proboszcza z lat 30-tych XX w., widoczny w całej okolicy kościół miał być upominającym palcem bożym, który przestrzega przed popełnieniem niecnych czynów. W środku kościoła zachowały się drewniane stropy, renesansowy ołtarz z pocz. XVII w, chrzcielnica z 2 poł. XVI w. oraz liczne nagrobki kamienne z przełomu XVI i XVII w. Warto więc zajrzeć do niego, tym bardziej że dopiero w środku uzmysławiamy sobie jego „przestrzenność” – trzynawowa hala ma długość ponad 18 metrów. Godne uwagi są również pozostałości średniowiecznych murów obronnych. Wzniesione z kamienia polnego, sięgały ok. 25 stóp wysokości (ok. 7,5 m) i otaczały miasto pojedynczym pierścieniem. Oryginalne zachowane fragmenty poddano w latach 90-tych konserwacji i częściowo zrekonstruowano.

Innym ciekawym, historycznym miejscem jest cmentarz żydowski, położony na zalesionym zboczu niewielkiego wzniesienia przy ul. Piłsudskiego. I choć Żydzi nigdy nie stanowili w Wińsku dużej grupy – największą liczbę zanotowano w 1871r. – 68 osób, to do dziś dnia zachował się ten ślad dawnego urozmaicenia etnicznego gminy. Cmentarz powstał w 1828r, a do 1914r pochowano na nim ok. 60 osób. Obecnie zajmuje niewielką powierzchnię 0,07 ha. Do dziś zachowało się około 30 nagrobków, w tym jeden niezwykle ciekawy w kształcie olbrzymiego, złamanego pnia dębowego (przewrócony, ale w dobrym stanie) – złamane drzewo symbolizuje przerwane życie i możemy je znaleźć także na innej tablicy. Dominują nagrobki w kształcie macewy, z drugiej połowy XIX w,  wiele niestety zniszczonych, choć z przeważnie ocalałymi tablicami inskrypcyjnymi – zazwyczaj dwujęzyczne - niemiecko-hebrajskie. I choć wizyta na cmentarzu przyniesie pewnie smutne wrażenie, to warto to zrobić, choćby ze względu na wspomniany już nagrobek w kształcie drzewa, ale także dla refleksji nad zakrętami losu.

Miłośnicy o wiele starszej historii muszą natomiast dotrzeć do Żelaznych Tarchalic – małej wsi położonej wśród lasów na prawym brzegu Odry, która kryje w sobie niezwykły archeologiczny skarb. Ok. 200 m od ostatnich zabudowań wsi, na wschodnim brzegu starorzecza, wystają z ziemi kloce ciemnego żużla. Wtajemniczeni wiedzą, że te z pozoru małoatrakcyjne „pnie” to ślady starożytnych pieców hutniczych. Pozyskaniem żelaza z rudy darniowej, i to na „przemysłową skalę” zajmowali się tu w pierwszych wiekach naszej ery Wandalowie! Na podstawie kształtu i wielkości kloców żużla (ciężar największych kloców z Tarchalic sięga 300kg) oceniono, że w stosunkowo dużych piecach, tzw. dymarkach uzyskiwano rekordową w owych warunkach ilość 60-70 kg surowego żelaza. Było ono wyjątkowo czyste, co świadczy o niezwykłym kunszcie nadodrzańskich prahutników.

W Tarchalicach stwierdzono występowanie pozostałości niecałej setki dymarek. Miały one formę stożka o wysokości do 1 m i  wykonane były z tłustej gliny z domieszką roślinną, na szkielecie z drewnianych prętów. Po wybudowaniu i wysuszeniu pieca rudnicy przystępowali do dzieła. Dymarki napełniano od góry kolejno warstwami węgla drzewnego – paliwa i rudy - surowca. Na skutek wysokiej temperatury (od 600° C) ruda redukowała się na żelazo. Piece były jednokrotnego użytku (do wydobycia łupki żelaza konieczne było rozbicie szybu), a cały proces trwał około jednej doby. Na miejscu pozostawał, ukryty pod ziemią i niezniszczalny, żużel – wtedy niepotrzebny odpad, dziś główne źródło naszej wiedzy o starożytnym hutnictwie. Powtarzając ten proces co trzeci dzień i pracując przez 6 miesięcy w roku, zespoły rudników uzyskiwały prawdopodobnie około 750 kg metalu rocznie. Dzięki ich pracy mogły powstawać pokaźne ilości oręża, narzędzi i ozdób.

Ale odkrycia w Tarchalicach to nie tylko piecowiska. Na obszarze przylegającym do starorzecza funkcjonowała cała osada hutnicza, a więc mała społeczność - z rodzinami, dziećmi, rzemiosłem.

Dziś, aby przybliżyć ten niezwykły proces organizowane są specjalne pikniki archeologiczne. Podobnie jak w czasie słynnych Dymarek Świętokrzyskich buduje się replikę glinianej dymarki i techniką sprzed ponad 2 tysięcy lat pozyskuje żelazo z rudy darniowej. Po ok. 8 godzinach ciężkiej, hutniczej pracy, zawsze o zmroku, przychodzi czas na najbardziej emocjonujący i widowiskowy moment - rozbicie dymarki i szukanie wśród żużli kawałków porowatego żelaza. Impreza, wzbogacona o dodatkowe atrakcje jak warsztaty rzemieślnicze, sprzedaż produktów lokalnych czy różne pokazy i wykłady, jest wspaniałym przykładem pouczającej rozrywki. Dodatkowo w świetlicy wiejskiej (przy której znajduje się pole biwakowe) powstało centrum edukacyjne poświęcona historii hutnictwa (otwarte w pon.-pt. od 11.00 do 19.00). Fakt, że w pobliżu znajduje się Izba Edukacji Ekologicznej wołowskiego nadleśnictwa wraz ze szkółką leśną, bliskość Odry i piękna przyroda (Tarchalice znajdują się pomiędzy Łęgami OdrzańskimiDębniańskimi Mokradłami), a także takie atrakcje jak zwierzyniec przy leśniczówce sprawiają, że ta żelazna wieś jest atrakcyjna nie tylko dla miłośników archeologii.

 

Wielkie skarby małych wsi

Najczęściej odwiedzamy główne miejscowości danego obszaru, ale często warto zboczyć z utartych szlaków i zajrzeć do mniejszych, ale równie ciekawych miejsc. Kryją one bowiem w sobie równie cenne zabytki czy ciekawostki przyrodnicze, bardzo interesującą przeszłość, a często atrakcyjną teraźniejszość.

Leżące na szlaku z Lubiąża do Wołowa Mojęcice są starą osadą. W dokumencie z 1202r  pojawia się po raz pierwszy słowiański źródłosłów nazwy – moje miejsce. Właścicielem majątku była przez ponad 300 lat rodzina von Stosch i to właśnie z nią związane są atrakcje wsi. Pierwszą z nich jest renesansowy dwór z 1620r., przebudowany w XIX w. w stylu klasycystycznym. Rezydencja po części zachowała swój oryginalny, obronny charakter. Otacza ją bowiem dawna fosa (dziś w dużej mierze zasypana), a drugą zaporę wodną stanowi przepływają tuż obok rzeka – od jej strony roztacza się zresztą bardzo ładny widok na samą wieś. Najcenniejszym elementem dworu jest piękny i bogato zdobiony portal. Naszą uwagę zwróci także stojąca obok mostu wieża – kiedyś była piwiarnią o wdzięcznej nazwie Kacza Noga, a jeszcze wcześniej, w czasach świetności pałacu, wieżą obronną. Jeśli to możliwe zaglądnąć trzeba też do kościoła Matki Boskiej Różańcowej z XV w. W jego wnętrzu kryją się niezwykłe nagrobki wspomnianej rodziny, w postaci rzeźb naturalnej wielkości, zdobionych cytatami z Biblii i reliefami o tematyce religijnej. Są to, pochodzący z 1591r., podwójny nagrobek Władysława i Heleny von Stosch, trzyczęściowy grobowiec ich wcześnie zmarłych pięciorga dzieci z wyidealizowanymi portretami (autorem obu dzieł był Caspar Berger – mistrz kamieniarski z Legnicy) oraz późniejszy, siedemnastowieczny już nagrobek jedynego pozostałego przy życiu syna, Friedricha. Podobnie jak rodzice jest on przedstawiony wraz z małżonką Heleną w postaci rzeźby naturalnej wielkości.

Równie ciekawy kościół znajduje się w Godzięcinie. Otoczony ceglanym murem mieści się w środku wsi, na terenie dawnego cmentarza. Wzniesiony w 1583 r. jest jednym z najstarszych, jeśli nie najstarszym drewnianym kościołem na Dolnym Śląsku. Został wykonany metodą szachulcową w stylu renesansowym. Z okresu powstania świątyni pozostał drewniany ołtarz z 1602 roku oraz drewniana ambona z 1583 roku. Na szczególną uwagę zasługują renesansowe epitafia Anny i Krzysztofa Polein, także z drewna polichromowanego. Obok kościoła stoi drewniana dzwonnica z 1877 r., a przed kruchtą rosną zabytkowe lipy. We wsi warto także zajrzeć do dawnego przypałacowego parku, założonego w stylu angielskim w drugiej połowie XIX wieku. Zachowały się tu liczne stare, około 200-letnie drzewa: rodzime dęby szypułkowe, klony, buki, lipy (w tym pomnikowa o obwodzie ponad 5,5 metra), jak i egzotyczne: tulipanowiec amerykański czy cypryśnik błotny. Przy murze ogrodowym znajdziemy fragmenty rodzinnego grobowca z tarczą herbową oraz płytą z wersetem biblijnym.

Mało kto wie, że cukier z buraków na skalę przemysłową zaczęto produkować w XIX w. i że wszystko zaczęło się w niewielkich Konarach. W roku 1799 nabył je Franz Carl Achard, francuski naukowiec, który pierwszy opracował technologię pozyskiwania cukru z buraków i tym samym sprawił, że cukier przestał być zamorskim towarem luksusowym i stał się dostępny dla każdego. Właśnie w Konarach zbudował niewielką, choć jakże ważną fabryczkę - pierwszą buraczaną cukrownię na świecie. Pierwszy cukier uzyskano w niej w 1802 r. Dzięki wsparciu króla Prus Fryderyka Wilhelma III Achard doskonalił w swoim zakładzie procesy technologiczne, jednak pozbawiony talentu do robienia interesów zmarł w 1821 roku w biedzie i zapomnieniu. We wsi pozostały fundamenty cukrowni, a  na odtworzonym fragmencie ściany postawiono pamiątkowy obelisk. Jego grób znajduje się nieopodal na niewielkim cmentarzu między Moczydlnicą Klasztorną a Dworską. Wieńczy go pokaźna płyta pomnikowa z 1886 r. ze złoconym napisem wyrażającym wdzięczność założycielowi niemieckiego przemysłu cukrowniczego. Uwaga: stała wystawa poświęcona historii cukrownictwa pod smakowitym tytułem Sama słodycz znajduje się w lubiąskim klasztorze.

W powiecie mamy też astronomiczną wieś! Około 1882 r. właścicielem Białkowa został Leo Wutschichowsky - wytrawny astronom-amator. Dla własnych celów w parku obok stojącego do dziś domu, zwanego "pałacem" (jego sylwetka zwieńczona dwoma wieżami dominuje nad wioską), wybudował prywatne obserwatorium astronomiczne. Obiekt składał się z trzech niewielkich budynków połączonych z pałacem i między sobą drewnianym krytym gankiem, istniejącym do dziś. Obecnie białkowskie obserwatorium należy do Uniwersytetu Wrocławskiego. Znajduje się tu teleskop Cassegraina z lustrem głównym o średnicy 60 cm i jeden z największych na świecie koronografów o średnicy obiektywu 53 cm. Zainstalowano go w specjalnie wybudowanym pawilonie heliofizycznym, którego charakterystyczną cechą jest duży, przesuwny dach o masie 17 ton i długości ok. 15 m. Odsłania on cały instrument w ciągu zaledwie 4 minut. Jako że obserwatorium jest jednostką naukowo-badawczą, indywidualne zwiedzanie jest raczej niemożliwe, jednak w macierzystym Instytucie Astronomicznym można umówić się na zwiedzanie grupowe.

 

Ten, kto chce natomiast podążać „śladami ojców” powinien udać się do niewielkiej wsi Brzózka, gdzie w świetlicy wiejskiej (pierwszy budynek po lewej od strony Wołowa) powstała mini izba historyczna z niezwykłą wystawą. Jej głównym twórcą, przy wsparciu PTTP pro Natura i zaangażowaniu mieszkańców wsi, jest p. Augustyn Czyżowicz – pilny obserwator codzienności i autor ponad 2000 zdjęć dokumentujących kolejne dekady XX w. Trzon ekspozycji stanowią przedmioty zgromadzone właśnie przez. p. Augustyna, a wśród nich oryginalne łóżko przywiezione jeszcze z Kresów, ponad 100-letnia haftowana kapa z małżeńskiego wiana, różnorakie sprzęty i narzędzia rolnicze (w tym drabiniasty wóz!), przedmioty (dawnego) dnia codziennego (a wśród nich m.in. przedziwna dziś dla nas „machina” do wyrobu sznurków), czy wreszcie koła wykonane przez ojca p. Augustyna – prawdziwego kołodzieja – jedną z ścian zdobi zresztą tzw. świadectwo wyzwolenia z nauki z 1923r. Wszystko to uzupełnione starymi zdjęciami i dokumentami, dzięki którym poznajemy historię Brzózki jak i ludzi, dla których stała się ona nowym domem po II wojnie światowej. Wizyta w izbie będzie dla starszych na pewno powrotem do młodzieńczych lat, a dla młodszych żywą lekcją historii i „dotknięciem” świata naszych ojców, dziadów i pradziadów. Zwiedzanie wystawy możliwe po wcześniejszym umówieniu się z p. Augustynem  - kontakt na www.pronatura.org.pl.

 

Zostańmy w gminie Wińsko, bo malownicze, historyczne Głębowice to i cenne zabytki i niezwykłe okazy przyrody. Naszą uwagę przyciągnie zespół poklasztorny, którego historia sięga XVII wieku. Wtedy to alzacki pułkownik armii cesarskiej - Johann Adam de Garnier, uhonorowany za waleczność w Wojnie Trzydziestoletniej tytułem barona, ufundował karmelitom klasztor i wspaniały barokowy kościół p.w. św. Eliasza (obecnie p.w. Matki Bożej Szkaplerznej). Jak mówią źródła historyczne, kamień węgielny został wmurowany 23 sierpnia 1676 r. Sam baron Garnier osiadł tu przed śmiercią wstępując do zakonu. Zmarł jako prosty zakonnik, którego pochowano w krypcie kościoła w Głębowicach. Obecnie, od kilku lat trwa gruntowna renowacja całego zespołu poklasztornego, a do dziś zachowało się oryginalne, bogate i jednolite stylowo wyposażenie wnętrza. Ciekawostką jest, że na jednym z obrazów w bocznym ołtarzu znajduje się kryptoportret fundatora, wpisany w postać Michała Archanioła! Przed kościołem  znajduje się piękna figura Jana Nepomucena. Na cokole herb fundatorów z inicjałami LHFYG oraz trzy płaskorzeźbione sceny Spowiedzi Królowej, Topienia oraz Świętego Wacława. Nieopodal znajduje się wejście do dawnego pałacu rodu Pourtales – dziś możemy zobaczyć jedynie ruiny klasycystycznego pałacu, będącego kiedyś ozdobą całej okolicy – zdobiły go liczne dzieła sztuki, zebrane przez Friedricha von Pourtalèsa, pruskiego polityka i dyplomatę – m.in. ambasadora w Petersburgu. W pobliżu znajduje się jeszcze oranżeria oraz kaplica i mauzoleum rodziny z 1870r., niestety równie zniszczone. Warto jednak zagłębić się w park, gdyż znaleźć tu możemy wiele pięknych i starych drzew – największy ma 6,70 m. obwodu! Znajdziemy tu także przyrodniczą ścieżkę edukacyjną Żurawie siedliska.  

Z Głębowic warto udać się pieszo do Trzcinicy Wołowskiej – między wsiami, ponad 300 lat temu, Karmelici wznieśli 14 kapliczek, z których do dziś przetrwało 7. Wraz z malowniczą kapliczką końcową Matki Bożej Bolesnej, na górce w Trzcinicy, stanowiły Drogę Krzyżową, a dziś wyznaczają trasę wielu refleksyjnych spacerów.

 

W czasie naszych wędrówek warto też dotrzeć do Krzydlin: Wielkiej i Małej. W tej pierwszej mieści się kościół parafialny Św. Marii Magdaleny, w obecnej formie wzniesiony w pocz. XVI w., ale wzmiankowany już w 1250r. W bogatym wnętrzu zachowały się trzy ołtarze barokowe z l. poł. XVIII w. oraz późnogotycko-renesansowa polichromia o motywach roślinnych. Nad tą drugą góruje, widoczna z oddali, charakterystyczna biała wieża. Jest to wieża dawnego kościoła parafialnego, adoptowana na kaplicę cmentarną. Na malutki cmentarz, znajdujący się na niewielkiej górce, prowadzi brama dwuprześwitowa, zwieńczona renesansową attyką grzebieniową. Przy wieży, warto do niej podejść po kilku stopniach, na murze obok starej płyty nagrobnej znajduje się krzyż z kamiennych płyt upamiętniający misjonarzy - klaretynów. Z nimi związany jest chyba najbardziej charakterystyczny i znany dziś walor wsi – dom zakonny i Centrum Spotkań i Dialogu, wcześniej znane jako Centrum Duchowości Klaretyńskiej. Ładnie zagospodarowany zespół budynków to przykład współczesnej architektury sakralnej, jednak sam dom zakonny znajduje się w odnowionym budynku plebani z XVIII w. – jest to zresztą pierwszy obiekt, który zobaczymy po przekroczeniu bramy. Na dziedzińcu stoi pomnik św. Antoniego Marii Klareta, który dał początek zakonowi. Krzydlina to świetne miejsce do wypoczynku i spotkań (znajduje się tu ponad 140 miejsc noclegowych) oraz, ze względu na swoje położenie, baza do dalszego zwiedzania – blisko stąd zarówno do Lubiąża czy Wołowa jak i parku krajobrazowego Dolina Jezierzycy. Centrum powoli staje się naszą małą „Krzyżową” - odbywają się tu nie tylko rekolekcje i spotkania modlitewne, ale także różnego rodzaju szkolenia, konferencje czy zjazdy rodzinne. Nierzadko słychać tu śmiechy dzieci i młodzieży – wycieczki, ferie i zielone szkoły – to już chleb powszedni Krzydliny, ale gospodarze starają się, aby pobyt tu codziennością nie był.  


Przesadą byłoby, gdybyśmy napisali, że każda wieś w powiecie kryje w sobie jakiś skarb. Z drugiej strony może jeszcze ich nie odkryliśmy! Niestety nie mamy na tyle miejsca, aby opisać wszystkie te, o których już dziś wiemy, ale wymieńmy choć hasłowo nasze kolejne małe-wielkie skarby. Piskorzyna to mus dla wielbicieli koni – znajduje się tu bowiem schronisko fundacji Tara – wolontariusze zawsze mile widziani. W Pogalewie Małym znajduje się kolejny barokowy Nepomuk – jeśli znamy metodę czytania chronostychów, sami odgadniemy datę jego powstania (dla ułatwienia pierwsza połowa XVIII.). W Krzelowie niecodzienna kapliczka – postaci ukrzyżowanego Chrystusa towarzyszą bowiem rzeźby żołnierza i matki z dzieckiem czekającej na powrót męża – kapliczka poświęcona jest poległym na różnych frontach I wojny światowej mieszkańcom wsi. W Naborowie, obok zabytkowego kościoła św. Anny, znajduje się dzwonnica z dużym dzwonem, prawdopodobnie z 1845r. Stary Wołów to neoromańska cerkiew prawosławna św. Dymitra z XIX-w. witrażem i współczesnym ikonostasem oraz następna drewniana dzwonnica. W Stobnie droga krzyżowa zbudowana ze sporych polodowcowych głazów narzutowych, w……Lista jest dłuższa, ale miejsca brak. Zachęcamy więc do przyjazdu i do samodzielnego odkrywania kolejnych skarbów.

 

Magdalena Kaleta

Dane kontaktowe

pl. Piastowski 2
56-100 Wołów
tel.: (+48) 71 380 59 01
fax: (+48) 71 380 59 00
e-mail: starostwo@powiatwolowski.pl

Mapa

Godziny pracy urzędu

poniedziałek w godz. 7.30 -15:30
 
wtorek w godz. 8.00 - 17.00
 
środa w godz. 7.30 -15:30
 
czwartek w godz. 7.30 -15:30
 
piątek w godz.  7.30 - 14.30




Wydział komunikacji i transportu przyjmuje interesantów

Poniedziałek 7.50 – 15.00

Wtorek 8.15 – 16.40 (praca banku do 16.30)

Środa 7.50 – 15.00

Czwartek 7.50 – 15.00

Piątek 7.50 – 14.00 (praca banku do 14.00)

 




Numer konta

Numery kont bankowych na które można dokonywać wpłat z tytułu należności wobec Powiatu Wołowskiego:

Bank Spółdzielczy Oborniki Śląski
ul. Trzebnicka 3, 55-120 Oborniki Śląskie
usługi komunikacyjne, dzienniki budowy, karty wędkarskie, wydanie dokumentów i zbiorów z powiatowego zasobu geodezyjnego i kartograficznego (dochody Starostwa)
11 9583 1022 0100 0447 2001 0101
opłaty za zajęcie pasa drogowego (dochody Starostwa)
32 9583 0009 0100 0447 2000 0070
użytkowanie wieczyste, przekształcenie prawa użytkowania wieczystego w prawo własności (dochody Skarbu Państwa)
92 9583 1022 0100 0447 2001 0001

Niniejszy serwis internetowy stosuje pliki cookies (tzw. ciasteczka). Informacja na temat celu ich przechowywania i sposobu zarządzania znajduje się w Polityce prywatności. Jeżeli nie wyrażasz zgody na zapisywanie informacji zawartych w plikach cookies - zmień ustawienia swojej przeglądarki.